Islandia: W krainie lodu (+ trawiasty kościółek)

Lodowce to jedna z tych atrakcji, których na Islandii nie powinno się pominąć, bo czy wiele jest miejsc na świecie, w których można dotknąć tak wiekowego lodu, znikającego na dodatek w tak zastraszającym tempie? Przy okazji pierwszej wizyty na wyspie zbliżyliśmy się do dwóch lodowcowych jęzorów. Za trzecim razem odwiedziliśmy znów te same miejsca, by między innymi porównać ich stan i tempo zmian zaszłych w ciągu nieco ponad roku.

Dzień 4, 23.06.2018, część 4/4

I ponownie jesteśmy pod Svinafellsjokull. Chwilowo nie pada, więc idziemy w stronę czoła lodowca. Mijamy tabliczkę informującą o zaginięciu przed laty w tym miejscu dwóch Niemców (z lodowcami żartów nie ma), dochodzimy do punktu, z którego dalsza wędrówka była poprzednio zbyt niebezpieczna. Teraz ścieżka pozbawiona jest lodu, możemy więc iść dalej.

Svinafellsjokull

Solheimajokull oraz właśnie Svinafellsjokull to chyba najpopularniejsze lodowce pośród pasjonatów wspinaczki. Popularne są ze względu na łatwą dostępność przy krajowej jedynce okrążającej wyspę oraz bajeczne widoki. Nas możliwość wspinaczki niezbyt kusi, ale widoki – jak najbardziej! Poprzednio lód tutaj był oszałamiająco błękitny, jednak należy pamiętać o tym, że lodowce latem tracą swoją niesamowitą kolorystykę. Da się to zauważyć właśnie szczególnie w barwie Svinafellsjokull – jest mocno poszarzały, intensywne niebieskie barwy jakby wyparowały. Lepiej za to widać czarne smugi wulkanicznego popiołu (pamiątki po dawnych erupcjach) oraz ziemi.

Na jednej z islandzkich stron czytałam o zagrożeniu falą, jaka może powstać w wyniku odłamania się lodu – ponoć badacze zauważyli znaczącą szczelinę mogącą w każdej chwili doprowadzić do oddzielenia się sporego fragmentu. A to spowoduje falę, która może zalać najbliższą okolicę, w związku z tym zalecana jest na miejscu szczególna ostrożność.

Gdy tak idziemy ścieżką przed siebie napotykam na skałę, która przy moim wzroście wymaga naprawdę wysokiego podniesienia nogi. Niespodziewanie pomaga mi mężczyzna przede mną – okazuje się, że to Polak! Przyjechał na Islandię z żoną i dzieckiem. Później spotkamy ich jeszcze przy kilku kolejnych atrakcjach. Tak daleko w zeszłym roku nie zaszliśmy – ścieżka była oblodzona, przechodzenie nad przepaścią kończącą się w lodowatym jeziorze było zbyt ryzykowne. Jednak w pewnym momencie zawracamy – dalej robi się na szlaku już trochę zbyt tłoczno.

03.2017 06.2018
lodowce na Islandii lodowce na Islandii
lodowce na Islandii lodowce na Islandii

Zaczyna kropić. Znowu… Jednak mogę dzięki temu przetestować skuteczność kupionego na jednej ze stacji benzynowych impregnatu do ubrań i namiotów. Dla zaspokojenia własnej ciekawości spryskałam jeden rękaw drugi pozostawiając bez ingerencji. Działa! Na tym testowanym deszcz nie wsiąka! Po powrocie do auta zabieram się za pozostałą część przemokniętej kurtki. Czyli jednak mam spore szanse na to, że nawet w nieustającym deszczu będzie mi sucho i ciepło.

Ciekawostka dla fanów Gry o Tron: właśnie pod Svinafellsjokull nakręconych zostało wiele scen dramatycznej bitwy mającej miejsce w przedostatnim odcinku 7 sezonu.

Skaftafellsjokull

Gdy ruszamy spod Svinafellsjokull rozważamy, co dalej. Idziemy pod wodospad Svartifoss czy też może rzucimy okiem na stan jęzora Skaftafellsjokull? Pada na opcję numer dwa. Zajeżdżamy pod centrum odwiedzających, trochę się tu zmieniło. Po pierwsze – najbliższy budynkom parking przeznaczony jest obecnie jedynie dla autobusów. Po drugie – trzeba zapłacić. Docieramy akurat w momencie, gdy centrum jest już zamknięte – niestety nie wiemy, czy parking jest płatny 24 godz. na dobę, czy też w godzinach otwarcia centrum, jednak w restauracji obok uzyskujemy informację, że strefa parkowania działa przez całą dobę. Ok, nie pozostaje nam nic innego jak liczyć na to, że Internet nas nie zawiedzie – zapłacić za parkowanie można albo w centrum odwiedzających albo przez aplikację myParking.is lub przez stronę www.myparking.is.

Decydujemy się na trzecią możliwość – Internet na szczęście działa. Na opłatę za postój w płatnej strefie ma się 24 godz. od opuszczenia tego terenu. Wolimy mieć to z głowy żeby nie myśleć, jak dużą karę doliczą nam później w wypożyczalni w razie braku uiszczenia należności. Na wjeździe skanowane są tablice rejestracyjne, więc w razie braku płatności polecenie zapłaty wysyłane jest po 24 godz. do właściciela auta. Na stronie tak jak i w aplikacji należy podać dane karty oraz numer rejestracyjny samochodu. Bułka z masłem. Kosztująca w przypadku samochodów z 1-5 pasażerów 600 koron (około 20 zł).

Po przyjemnym spacerze wśród islandzkiej zieleni docieramy pod kolejny jęzor lodowca Vatnajokull, jakim jest właśnie Skaftafelljokull. To poniżej, to nie jest czarno-białe zdjęcie! Właśnie tak latem prezentuje się w tym miejscu czoło lodowca. Tym razem nie podchodzimy do lodu – i tak oddzieli nas od niego woda, więc trochę szkoda nam czasu. Jest już naprawdę późno, poza tym zaczynamy czuć zmęczenie. Pora zacząć rozglądać się za jakimś noclegiem.

A może by tak zatrzymać się tutaj na noc? Na miejscu jest kemping. Ceny? 1400 koron za osobę dorosłą (ok. 50 zł), 800 koron za osobę w wieku 13-16 lat (ok. 30 zł), dzieci poniżej 12 roku życia nocują za darmo. Do tego należy doliczyć podatek w wysokości 300 koron za namiot lub samochód (10 zł), w którym się przenocuje. 5 minut prysznica kosztuje 500 koron (ok. 15-18 zł), dostęp do prądu 1000 koron za noc (ok. 35 zł), pralka – 500 koron, suszarka – 500 koron. Grupy składające się przynajmniej z 10 osób mogą liczyć na 10% zniżki (wyłączając podatek). Rzucamy okiem na mapę – chcąc zrealizować plan objechania wyspy dookoła musimy ruszyć jeszcze trochę dalej, więc z noclegu na tutejszym kempingu nici.

Kierujemy się do Hof, po drodze jednak wielokrotnie zatrzymując się na podziwianie widoków. Wszędzie wkoło widać całe połacie porośnięte łubinem! Właśnie z tego względu wybraliśmy taki a nie inny termin wyjazdu. Niby można było lecieć w maju, ale łubiny na Islandii kwitną dopiero mniej więcej od połowy czerwca. Właśnie są w pełni rozkwitu! Warto tu przylecieć chociażby dla tego widoku.

Hofskirkja – trawiasty kościółek w Hof

Kościółek w Hof to moje drugie (zaraz po Gljufrabui) ulubione miejsce na Islandii. Widok charakterystyczny dla wielu tapet na pulpit monitora. Docieramy tu późno, ale dzięki temu możemy liczyć na brak innych turystów. To najmłodszy, ale i najbardziej urokliwy kościół z porośniętym trawą dachem. Szkoda, że dodatkowo nie oświetla go właśnie słońce – to dopiero byłby widok! Hofskirkja wzniesiony został przez Palla Pallsona jako ostatni zbudowany w ten sposób kościół w 1883 roku. Zarządza nim od 1951 roku Muzeum Narodowe Islandii, ale wciąż służy on jako kościół parafialny. Takich trawiastych świątyń ostało się do dzisiaj na Islandii sześć, wszystkie mają status zabytków.

Gdy już mamy ruszać spod kościoła trafiamy znów na… Polaków, których spotkaliśmy pod Svinafellsjokull. Chwilę rozmawiamy o ewentualnych planach noclegowych w tej okolicy – zgodnie z prawdą mówimy, że nie mamy żadnych rezerwacji i prześpimy się na dziko tam, gdzie akurat spodoba się nam miejscówka. Poznana rodzina wychodzi chyba z tego samego założenia. Pytali przed chwilą o jakieś pokoje i rzucona w kilku obiektach cena 400 zł za noc za pokój ich nie satysfakcjonuje. Niestety na tanie noclegi w tej części Islandii nie ma co liczyć – wszystko, co było względnie tańsze, wyprzedało się z dużym wyprzedzeniem.

Jezioro lodowcowe Fjallsarlon

Okazuje się, że aż do laguny lodowcowej Fjallsarlon będziemy jechać bezpośrednio za nimi. Rodacy jednak długo w tym miejscu nie zabawiają. Po kilku zdjęciach z drogi zawracają, a my kierujemy się na parking – zza gór wyłania się słońce. Jeśli w lagunie będzie trochę więcej lodu niż rok temu, czeka nas niesamowity widok! Poprzednim razem brył odłamanego z lodowca lodu prawie tu nie było, teraz jednak całe jezioro jest ich pełne! Od wody niesamowicie ciągnie zimnem, ale jest pięknie!

Na parkingu stoi kilka kamperów, ale ze względu na bardzo niską temperaturę powietrza, decydujemy się ruszać dalej. W nieogrzewanym samochodzie nie jest to dobre miejsce na nocleg.

Laguna lodowcowa Jokulsarlon

Mimo że jest to jedno z najbardziej turystycznych miejsc Islandii, po prostu je uwielbiam! Oddalony lodowiec Vatnajokull, który cieli się zapełniając ogromne jezioro ogromnymi bryłami lodu o różnych odcieniach bieli, szarości i niebieskiego, latające nad głowami rybitwy, zachód słońca… Po prostu bajka! Nagle zapominam o zmęczeniu. Jest zimno, ale jakże pięknie. Mimo tak późnej pory, wciąż jest tu naprawdę sporo osób. Próbuję wypatrzeć foki, które ponoć można tu spotkać, ale niestety po raz kolejny nic z tego. Może do trzech razy sztuka?

Wielkie bryły zatopionego w części lodu w promieniach zachodzącego słońca przybierają różne barwy, przeważa jednak głęboki błękit niesamowicie kontrastujący z ciemnymi chmurami na zachodnim i południowym niebie. A pomiędzy górami lodu latają krzykliwe rybitwy. Co raz któraś przelatuje przed nami z rybą w dziobie. W wodzie zobaczyć możemy jeszcze kilka par edredonów – pospolitych tu kaczek.

Gdy wracamy do samochodu, zbyt blisko podchodzę do rybitw siedzących tuż obok parkingu. Kilka z nich uznaje, że zbliżyłam się aż za bardzo do sznurkowego ogrodzenia bo wtem podnoszą larum. I jedna z nich zaczyna nagle pikować z góry wprost na mnie! Zostałam zaatakowana, więc szybko zrozumiałam swój błąd. Jednak jak tylko zrobiłam kilka kroków dalej, ptak uznał, że nie stanowię już zagrożenia i po prostu wrócił do swoich towarzyszy.

Diamond Beach (Breidamerkursandur)

Podjeżdżamy na parking przy Diamond Beach (z islandzkiego Breidamerkursandur). A może by tak tutaj zostać na noc? Dużo miejsca, stoi tu już kilka kamperów, żadnej tabliczki z zakazem nie widać… Miejsce prawie idealne! Prawie. To robi różnicę. Szybko przypominam sobie, że właśnie to miejsce jest jednym z trzech najbardziej narażonych na występowanie burz piaskowych. Jakby taka złapała nas w nocy… Dziękuję. Mamy niby ubezpieczenie na wypadek całkowitego zniszczenia auta przez taką piaskową nawałnicę, ale wolimy jednak kontynuować podróż ze wszystkimi szybami na swoim miejscu. Jeszcze wtedy nie wiemy, że i tak nie dokończymy podróży w aucie, w którym właśnie jesteśmy

Brył lodu na plaży jest niewiele, o czym przekonujemy się już po raz drugi. Zapewne rano brzeg będzie połyskiwał różnej wielkości lodowymi diamentami, ale nie chcemy tego sprawdzać ze względu na to ryzyko związane z burzami piaskowymi. Morze jest niespokojne, niebo zachmurzyło się do tego stopnia, że gdyby nie fale, trudno byłoby momentami zobaczyć linię horyzontu.

Jest już grubo po północy, czas najwyższy rozejrzeć się za jakimś ustronnym miejscem na nocleg. Tym razem mamy jednak spory problem ze znalezieniem fajnej miejscówki. Do wyboru są albo bardzo rzadkie, nijak nieosłonięte zatoczki tuż przy drodze albo… nic. Wjeżdżamy w góry z nadzieją, że może tu się coś znajdzie. Jest bardzo późno, ale na mapie znajduję informację o położonych niedaleko gorących źródłach zwanych Hoffell Hot Tubs. Postanawiamy tam podjechać. Nie są dzikie, ale będą w sam raz na rozgrzewającą kąpiel po tak długim dniu spędzonym pośród lodu. Gdy dojeżdżamy na miejsce okazuje się, że przed źródłami wywieszona jest tablica zezwalająca na kąpiele bodajże do 22:00. No to pozamiatane. Niby nikogo w najbliższej okolicy nie ma, ale zakaz to zakaz. Zakazów się nie łamie – przez jednostki, które się nimi nie przejmują, na Islandii jest coraz więcej obostrzeń dla wszystkich turystów.

W poszukiwaniu idealnego miejsca na nocleg

Zostać w Hoffell na noc też nie możemy, mimo że byłoby to miejsce idealne – z dala od drogi, cisza i spokój. Wprost jest jednak napisane na tabliczce – teren prywatny, zakaz kempingowania. Jedziemy dalej coraz bardziej wykończeni. Już nawet byśmy nie pogardzili jakąś przydrogową zatoczką, ale te akurat się skończyły. No jak na złość nic nie ma! Przejeżdżamy przez tunel wyżłobiony w górze i… w końcu jest. Trafiamy na jakąś ledwo widoczną dróżkę prowadzącą w bok. A tuż obok rzeka z dwoma niewielkimi wodospadami. Super! Dojeżdżamy prawie do końca – jesteśmy z dala od głównej drogi, w uroczej dolince z dostępem do wody. Lepszego miejsca nie znajdziemy już ani razu w trakcie tego pobytu. Jest sporo po 1:00, czas najwyższy spać!

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Islandii!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Islandia: W krainie lodu (+ trawiasty kościółek)”

  1. Cudownie wyglądają te bryły lodu! A zdjecie tego kościółka zobaczyłam ostatnio w internecie i trafiło na moją listę miejsc, które na pewno muszę odwiedzić :) bardzo lubię Twoje teksty o Islandii. Czuję się prawie tak jakbym razem z Wami mokła, marzła i podziwiała krajobrazy ;)

  2. Niesamowite, że lodowiec aż tak inaczej wygląda latem i zimą. Zimą zdecydowanie ładniej :) I kościółek w Hof przepiękny To mnie trochę przeraża w Islandii, że trudno tam znaleźć miejsca do spania na dziko, a noclegi bardzo drogie… Mam nadzieję kiedyś odwiedzić ten kraj, szczególnie, że jestem fanką „Gry o tron”, ale koszt takiego wyjazdu wciąż mnie odstrasza.

  3. Przepięknie! Zwłaszcza urokliwy jest kościółek i chętnie bym się tam wybrała, choć z natury jestem ciepłolubna :)

  4. Wspaniały region :) Pod Svinafellsjokull szliśmy na nogach tylko po to, żeby być w miejscu, w którym kręcono Interstellar :D Nie żałowaliśmy! A laguna lodowcowa to po prostu bajka. Spędziliśmy tam parę godzin i ani trochę nie chciało się ruszać w dalszą drogę ;)

Skomentuj