Islandia: Śniadanie z widokiem

Nie wierzę. Po prostu w to nie wierzę… Wydaje mi się, że wciąż śnię. Czuję na twarzy promienie słońca zaglądające do auta przez boczne szyby. To nie może być prawda! Przecież prognozy był beznadziejne i do tej pory praktycznie od początku dawał nam w kość deszcz. A jeśli nawet jakimś cudem nie padało, to niebo zasłonięte było grubą warstwą chmur. Trochę słońca zaznaliśmy jedynie pierwszego dnia, krótko po przylocie. I tyle. A tu proszę bardzo – świeci jak oszalałe! Budzi mnie jeszcze sporo przed budzikiem. Mimo wszystko nieufnie spoglądam na zewnątrz próbując sobie przypomnieć wieczór i to, jak tu dotarliśmy. To nasz kolejny nocleg na dziko.

Dzień 5, 24.06.2018, część 1/2

Przez chwilę zastanawiałam się, czy w ogóle zaznaczać miejsce tego naszego noclegu na mapie. Wiadomo – jest na blogu, zacznie zatrzymywać się tam więcej osób. Liczę jednak, że jeśli tam zanocujesz, zostawisz po sobie porządek :) I że jednak mimo wszystko dolinka nie przeżyje nagle totalnego oblężenia. 

Najlepszy nocleg!

Szczerze mówiąc niewiele pamiętam… Byliśmy przy lodowcach, moim ulubionym porośniętym trawą kościółku, lagunie lodowcowej, a dalej? No właśnie. Co było dalej? Gorące źródła, w których nie mogliśmy się wykąpać, jakaś boczna droga, która chyba jednak była prywatna, więc z noclegu przy niej zrezygnowaliśmy, tunel w górze i… Nie, światełka nie było! Ale tylko tyle pamiętam. Jazda w stanie takiego wymęczenia zbyt mądra nie była, ale nocowanie na dziko w miejscach zabronionych może skończyć się koszmarnie wysokimi mandatami.

Cudem udało się nam tu trafić. Mąż dalej śpi, ja jednak ubieram się i wychodzę z auta przygotowana na podmuch zimna. Nic takiego jednak nie ma miejsca! Nade mną rozpościera się błękitne niebo, słońce świeci jak szalone. Jest… ciepło! Nie mam pojęcia ile stopni wskazywałby termometr, ale szybko ściągam kurtkę i idę nad rzekę. Obmywam pobieżnie twarz – woda jest tak lodowata, że momentalnie sztywnieją mi dłonie, o jakimkolwiek dokładniejszym odświeżeniu się można zapomnieć. Jednak tak cudownie orzeźwia! Czasem chciałabym być takim morsem, co mu zimna woda niestraszna…

Rany, jak tu pięknie… Jesteśmy w urokliwej dolinie, przy ledwo widocznej drodze (czy to, co wyjeździło kilka samochodów można w ogóle nazywać drogą?), obok płynie szeroka i krystalicznie czysta rzeka. Zaraz będzie herbata! A może by tak w ogóle zrobić sobie tym razem jakieś porządniejsze śniadanie? Do tej pory ciągnęliśmy na kanapkach i tym, co wpadnie w ręce. Teraz mamy idealne warunki, żeby coś ugotować. Mąż wygrzebuje się powoli z auta, a ja już krzątam się przy turystycznej kuchence. Będzie fasolka po bretońsku z przysmażoną kiełbaską! Może dla Ciebie średnio to brzmi, ale dla kogoś, kto przez ostatnie dni jadł byle co, to rarytas!

Na mniejszej, wojskowej kuchence na paliwo stałe (wzięliśmy ją na wszelki wypadek, jakby się gaz skończył) odpalam garnek z wodą z rzeki. Jest krystalicznie czysta. I taka pyszna… Żeby nie to, że jest tak lodowata, duszkiem wypiłabym chyba i pełną butelkę na raz. Fasolka powoli się gotuje, a mąż… nieco odświeża się w rzece. W tej lodówce! Owszem, jest przyjemnie ciepło, ale ja się na to nie odważę. Udaje mi się jedynie umyć włosy (planując nocowanie na dziko warto zabrać do mycia jakieś środki nieszkodliwe dla środowiska), jednak bez podgrzania wody na kuchence nie byłoby to w ogóle możliwe. Śniadanie spożywamy w niesamowitych okolicznościach przyrody łapiąc każdy promień słońca. Tak bardzo mi go brakowało…

W drogę!

W końcu jednak trzeba się zbierać – czeka nas kolejny intensywny dzień pełen wrażeń i pięknych widoków w części Islandii, której do tej pory ani razu jeszcze nie odwiedziliśmy. Łapczywie chłonę wszystkie krajobrazy starając się zapamiętać możliwie jak najwięcej. Po tym, jak minęliśmy Hofn, wkroczyliśmy na tereny, które są nam zupełnie nieznane.

Jajeczne rzeźby – Eggin i Gledivik

W niewielkiej miejscowości Djupivogur zjeżdżamy na nabrzeże. Zobaczyć można tu niecodzienną atrakcję w postaci rzeźb… różnokolorowych jaj o różnych kształtach. A konkretnie jaj gniazdujących w tej okolicy 34 gatunków ptaków. Wiele z nich migruje na okres lęgowy w te strony z bardzo daleka. Autorem tej niecodziennej sztuki – Eggin i Gledivik – jest Sigurdur Gudmundsson. Trzeba przyznać, że pomysł niecodzienny, ale jakże oryginalny! Jajka zrobione zostały ze sprowadzonego z Chin granitu. Właśnie w Chinach spędza wraz z żoną część roku twórca tej interesującej napowietrznej instalacji. Ma ona długość 200 metrów! Pan Gudmundsson ma też dom w tej właśnie miejscowości.

Cokoły, na których umieszczone zostały granitowe jajka, są pozostałością konstrukcji służących niegdyś w trakcie wyładowywania ryb w tutejszym porcie. Władzie miasteczka zastanawiały się, co z nimi zrobić – czy nie jest to ciekawe rozwiązanie?

Islandia mimo ograniczonej liczby rodzimych gatunków jest świetnym miejscem do obserwacji ptaków. Na ornitologiczne eskapady najlepiej wybrać się na wyspę od czerwca do sierpnia. Rzeczywiście można liczyć na udane „łowy”, tylko warto pamiętać o zabraniu ze sobą lornetki. W kilku miejsach spotkaliśmy takich pasjonatów.

Wodospady Sveinesstekksfoss i Folaldafoss

Trafiamy następnie pod wodospad Sveinesstekksfoss. Chciałabym zobaczyć go od frontu, ale niestety podejście do niego oznacza pokonanie kilku odnóg płynącej tu rzeki. Niby głęboka nie jest, ale w adidasach można się skąpać. Mokre wnętrze butów przy tutejszych warunkach pogodowych nie za bardzo mi odpowiada, dlatego też po kilku przejściach po ruszających się kamieniach zawracam. Do wyboru mam odpuścić sobie, zmoczyć buty lub nawet skręcić nogę. To kolejny raz gdy przekonuję się, że błędem było niezabranie ze sobą butów za kostkę

Wodospad w końcu podziwiamy z góry. Jedziemy dalej, nasza Dacia wspina się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu ze szczytów widzimy wszystko to, co zostawiliśmy za sobą. Przy okazji zatrzymujemy się na chwilę przy kolejnej kaskadzie – Folaldafoss.

W wielu miejscach widzimy jakby białe, puchate kwiaty. W rzeczywistości jednak rośliny te z kwiatami nie mają nic wspólnego – to różnorakie wełnianki, przedstawiciele ciborowatych (dawniej bodajże turzycowatych). Znaleźć można je także i w Polsce, ale u nas są raczej dość nieliczne. Tu mam wrażenie że jest ich pełno!

Owce… wszędzie owce!

Oczywiście nawet w górach, z dala od jakichkolwiek siedzib ludzkich, towarzyszą nam non stop owce. Owcze matki z jagniętami niczego sobie nie robią z przejeżdżających samochodów. Wielokrotnie stoją na środku drogi zlizując coś z jej powierzchni. Czyżby sól? Ale skąd? Każdorazowo gdy podjeżdżamy w pobliże takiej owczej rodzinki zajętej swoimi jakże ważnymi sprawami, musimy zwolnić. Owce na Islandii mają bezwzględne pierwszeństwo, więc respektujemy ich prawo. Tym bardziej, że jagnięta potrafią niespodziewanie wyskoczyć przed zderzak, szczególnie gdy ich matka jest po drugiej stronie drogi.

Zaczynamy się trochę spieszyć. Do kolejnego celu wciąż mamy daleko, a musimy tam być mniej więcej w określonym przedziale czasowym. Chodzi o… obiad… Tak, tak. Ale nie jest to zwykły obiad, bo zależy nam na jednym konkretnym miejscu – Klausturkaffi. Serwowane są tam islandzkie ciekawostki w dość przystępnej jak na Islandię cenie.

Kierunek: Klausturkaffi!

Jedziemy przez las! Wbrew obiegowej opinii na  Islandii są lasy, jednak jest ich niewiele i rozmiarem raczej póki co nie powalają. Czujemy się w tym momencie trochę jak w Polsce. Może na Mazurach? Po lewej wysokie drzewa, po prawej jezioro. Jest pięknie. Zatrzymujemy się jeszcze na krótką chwilę przy wystawie dotyczącej przyrody okolic, ale zaraz ruszamy – islandzkie specjały czekają!

Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do pozostałych relacji z Islandii!

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

  1. A’propos noclegów na dziko ;)

  2. Ależ pięknie Wam tam bylo! Znalezliscie cudowne miejsce do spania. Właśnie słyszałam, że mandaty potrafią wynieść nawet kilka tysięcy euro! To jest jeden wpis z wielu, który czytam o Islandii i jednocześnie pierwszy, ktory sprawił, że mam ochotę na podróż tam.

  3. Dzięki za kolejny fragment opisu Islandii, mój wyjazd zbliża się wielkimi krokami i fajnie poczytać o tym co czeka mnie na trasie :)

  4. Widoki jak z innej planety! Taki nocleg na dziko przebija nocleg w pięciogwiazdkowym hotelu, a fasolka po bretońsku zjedzona w otoczeniu tak niesamowitej natury może smakować lepiej niż obiad w drogiej restauracji :)

    1. Monika Borkowska

      Wiesz co? Masz 100% racji!

  5. Bajeczne widoki! A opis tego dnia sprawia jakby się tam było. Ciekawe uczucie, przenieść się tak na chwilę na Islandię :)

  6. Nie mogę się napatrzeć na Twoje zdjęcia z Islandii, a ten nocleg na dziko – ZACNY:) Tak bardzo żałuje, iż z naszego wyjazdu na Islandię w październiku póki co rezygnujemy przez inne inwestycje. Może za rok się uda, gdyż mimo wszystko chcielibyśmy na Islandię pojechać w sezonie niskim i zobaczyć zorzę przy sprzyjającej aurze. Ile razy Wy już byliście na Islandii? Mogłabyś mi Moniko napisać jaką cześć tego kraju zwiedzaliście w każdej z podróży? Pozdrowionka:)

    1. Monika Borkowska

      Szkoda… ale może w takim razie wybierzecie się tam w nieco bardziej sprzyjającej pogodowo porze (zorze wciąż da się zobaczyć ponoć jeszcze na początku kwietnia lub we wrześniu). Trzymam kciuki! My byliśmy tam trzykrotnie – za pierwszym razem odwiedziliśmy południe (dojechaliśmy do Hofn), za drugim – półwysep Reykjanes i Snaefellsnes, a za trzecim objechaliśmy całą wyspę dookoła zahaczając odrobinę o Fiordy Zachodnie. Następnym razem chyba dokładniej przyjrzymy sięFiordom Wschodnim :) Buziaki!

  7. Cudnie :) Jakże wspaniale się Ciebie czyta. Poczułam to powietrze i zimną wodę.:D I znowu zatęskniłam za Islandią.

    1. Ojej… DZIĘKUJĘ! Jakże wspaniale czyta się takie komentarze! <3

Skomentuj